Wyspy owcze są miejscem wyjątkowo tajemniczym, odległym i owianym złą sławą polowania na wieloryby. Niewiele o tym miejscu wiemy, niewiele jest dostępnych przystępnych relacji, poza krzyczącymi co jakiś czas nagłówkami o tym, że na Wyspach Owczych po raz kolejny dokonano rzezi kilkuset niewinnych wielorybów. Kuba Witek wychodzi nam naprzeciw, pokazując Wyspy ze swojej perspektywy, przybliżając ich historię, teraźniejszość, ale również obalając pewne mity.
Książka “Uciec z Wysp Owczych” Kuby Witka, jak mówi okładka, jest częścią multimedialnego projektu i jej treść została wzbogacona o filmy i serię minidokumentów autora. Jest to całkiem potężny projekt, który autor realizował przez niemal dwa lata pobytu na archipelagu, spędzając tam kilka pojedynczych tygodni, a także dłuższy okres na początku pandemii Covid19.
Wyspy Owcze są małym archipelagiem wysp wulkanicznych, stanowiącym terytorium zależne Danii, ze skromną ilością (niecałe 53 tys.!) mieszkańców. Są jednym z najbardziej odizolowanych miejsc w Europie. Dopiero niedawno zaczęto budować tunele łączące poszczególne wyspy. Wcześniej transport między nimi możliwy był tylko za pomocą łodzi lub helikopterów (oczywiście jeśli pozwalała na to pogoda), a często jest to nadal jedyny możliwy środek transportu. Kuba Witek przedstawia swoją podróż, czasem pomiędzy wysepkami, czasem w obrębie jednej. Pokazuje z jakimi problemami borykają się mieszkający tam ludzie i jak wygląda skrajne wykluczenie komunikacyjne na Wyspach.
Wykluczenie i izolację autor dobrze pokazuje w rozdziale poświęconym epidemii koronawirusa, którą przyszło mu spędzić na archipelagu, choć początkowy plan był zgoła inny. Izolację, ale też ogromną otwartość i chęć pomocy innym, wsparcia ich w tym trudnym czasie zamknięcia i niepewności. Tutaj chyba najlepiej widać, jak dzięki swojemu uporowi i przestrzeganiu zasad, to małe społeczeństwo sprawnie poradziło sobie z szalejącą epidemią.
Dużą część swojej książki autor poświęca najbardziej kontrowersyjnemu aspektowi Wysp Owczych, czyli grindadráp. Chodzi tutaj oczywiście o wzbudzające wielkie emocje polowanie na wieloryby, w którym może wziąć udział w zasadzie każdy mieszkaniec archipelagu (a po polowaniu zabierze swoją część łupu do domu). Wieloryby zapędzane są najpierw do zatoki, gdzie następnie jeden po drugim – zabijane, a następnie dzielone między biorących udział w polowaniu. Autor wykonał kawał dobrej roboty przygotowując ten materiał, nie pokazał on jedynie tego, co pokazują media i ruchy proekologiczne; pokazał on perspektywę farerską, która – choć nadal może się wydawać kontrowersyjna – otwiera trochę oczy i pozwala na tę sytuację spojrzeć nieco inaczej, być może z większą wyrozumiałością.
W książce tej poruszanych jest tak naprawdę dużą wątków. Jest o wykluczeniu, jest o grindadráp, jest też dużo miejsca poświęcone codziennemu życiu farerów, wyludnianiu się mniejszych wysp. Jest też miejsce poświęcone Polonii, wiodącej życie na Wyspach. Jest też miejsce na pokazanie zapierających dech w piersi krajobrazów (piękne zdjęcia!). Niemalże kompendium wiedzy na temat archipelagu.
Kuba Witek ma niesamowitą umiejętność – rozmawiania z ludźmi. Potrafi to robić w taki sposób, że ludzie otwierają się przed nim i pokazują swoje historie. Historie, które otwierają oczy, ale też takie, które z tych oczu wyciskają łzy. Potrafi on jednak nie tylko z nimi rozmawiać, ale przede wszystkim słuchać tego, co mają mu do powiedzenia. Dzięki temu tworzy portret Farerów – wszystkich razem i każdego z osobna. Pokazuje farerskie społeczeństwo, które mimo tego, że jest tak bardzo północne, jest też niesamowicie ciepłe, otwarte i dbające o drugiego człowieka. Dzięki swoim umiejętnościom, a także dzięki byciu wnikliwym obserwatorem stworzył książkę, która jest nie tylko ciekawa, ale też wciągająca i piękna na wielu płaszczyznach. Choć porusza kontrowersyjne wątki, pozostawia czytelnika zaspokojonego, bo uświadomionego. Choć Kuba Witek ostatecznie sam z Wysp Owczych uciekł, pozostawił po sobie projekt, z którym naprawdę warto się zapoznać.